„Kontrowersyjny” to wyśmienite słowo, które pasuje do Netfliksa zdecydowanie lepiej, niż do prawicowych publicystów.
Ale nawet na tej platformie, gdzie widoczna jest nadreprezentacja tytułów obliczonych na przenicowanie tkanki społecznej, można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich perełek jest serial „Kolonia”.
Oto Los Angeles – jedna ze światowych aglomeracji, które po ataku kosmitów zostały przekształcone w getto. Miasto zmaga się z kryzysem, rozwarstwienie społeczne przybrało niepokojące formy, a wszelkie przejawy buntu są surowo karane przez bezwzględne siły zbrojne (Ziemianie) i wspomagające je drony (Kosmici). Gwoli ścisłości – samych kosmitów w serialu jest bardzo mało – zazwyczaj widzimy ślady ich inwazji – mur zbudowany wokół Los Angeles, startujące transportowce i wszędobylskie drony. Pierwszy plan akcji to relacje panujące między ludźmi.
Historię, która zaczyna się rok po kosmicznej inwazji, oglądamy z perspektywy Bowmanów pragnących dowiedzieć się co się stało z ich młodszym synem, który w trakcie ataku był w odwiedzinach u kolegi za miastem.
Perypetie Bowmanów stanowią oś fabularną całej opowieści, ale serial nie ogranicza się tylko do nich. Poznajemy ich krąg przyjaciół, współpracowników, dalszych członków rodziny – osoby o różnej ścieżce osobistej i różnej pozycji społeczej. I to właśnie podejmowane przez tych ludzi wybory, sposób myślenia rozmaitych bohaterów, interakcje i niejednoznaczne postawy stanowią wydajne paliwo tej opowieści. Więcej, z czasem dochodzi do odbiorcy, że cała historia mogła już się wydarzyć, a nawet się wydarzyła. Twórcy „Kolonii” nie kryją bowiem, że inspirowali się historią II Wojny Światowej, niemiecką inżynierią społeczną tamtych czasów i drugowojennym, okupowanym Paryżem. Dla Polaków, których kraj został zdewastowany przez Niemców te tropy są czytelne i ciągle świeże, chociaż – to zawsze należy przypominać – nie mieliśmy tego nieszczęścia by posiadać rodzime, lokalne władze realizujące zbrodniczą politykę III Rzeszy.
Im dalej od II Wojny Światowej, to historia ludności cywilnej żyjącej pod okupacją Niemiec staje się dla kolejnych pokoleń coraz bardziej wyblakła. Zaczerpnięcie z niej inspiracji, a przez to obnażanie mechanizmów, które konsekwentnie zaciskają pętle na społeczności, prowadząc do jej całkowitej uległości względem okupanta uważam za jeszcze jeden, mocny atut „Kolonii”. Aż dziw – i jest to pozytywnie zdziwienie – że tego typu treści pojawiają się na „Netfliksie”.
Warto też wspomnieć co nieco o odtwórcach głównych ról. Świetną robotę robi Josh Holloway jako Will Bowman, ojciec rodziny i śledczy, który chcąc nie chcąc pracuje dla okupantów. Aktor mie ma co prawda takiego magicznego daru sprawiającego, że w oczach błyszczy mu furia i dramatyzm, ale inne elementy wychodzą mu poprawnie i potrafi skupić na sobie uwagę (Hollwaya pamiętam jako Sawyera z „Lostów”). Życiową towarzyszkę Willa Bowmana, Katie, gra Sarah Wayne Callies. Jej postać to kobieta o silnym charakterze wplątana w wydarzenia, które ją przerosły. W moim odczuciu aktorka, którą pamiętam z „Prison Break” (grała tam lekarkę pomagającą głównemu bohaterowi), wypada dużo lepiej niż Holloway. Na uwagę zasługuje też Peter Jacobson wcielający się w rolę pełnomocnika Snydera. Jest to postać niejednoznaczna i fajnie podana. Przedstawiciel okupanta, ale nie w typie twardego, bezwzględnego zawodnika, tylko szczurowatego urzędnika, którego życie upływa pomiędzy kuleniem się przed tymi co trzeba i rozdawaniem kuksańców, komu można. Poza wymienionymi na pewno zapamiętam Amandę Righetti jako siostrę Katie Bowman, której rola ciekawie ewoluowała i Tory’ego Kittlesa, grającego małomównego, skupionego i bezwzględnie skutecznego Broussarda.
„Kolonia” to nie tylko same „ochy” – twórcom nie udało się uniknąć dziur w fabule, nadmiernych skrótów, czy obiecujących wątków, brnących w ślepe uliczki. Są to jednak grzechy dość powszednie wśród współczesnych seriali, których przyszłość decyduje się mniej więcej w połowie każdego sezonu. Tutaj decyzja producentów o zaprzestaniu tworzenia dalszych odcinków uwidoczniła się w trzecim sezonie, gdzie tempo akcji wyraźnie przyspiesza kondensując wydarzenia, którymi można obdarować dwa rozdziały opowieści. Pojawiają się też niespójności logiczne i irytujące skróty, zrozumiałe chyba tylko dla twórców. Dziwi, że wycofano serial mając i potencjał na kolejne sezony i chcących kontynuacji fanów. Należy jednak podkreślić, że to, co pozostało warte jest kilku zimowych wieczorów z colą i czipsami. Polecam.