Dziś przyszły z Chin zakupione w sklepie internetowym nożyki do mojej golarki Phillipsa. Kosztowały majątek.
Początkowo miałem ich w ogóle nie kupować i wyrzucić golarkę Philipsa na śmietnik, bo takie same nożyki znalazłem wcześniej w realnym świecie, u mnie, w markecie za miastem, w absurdalnej cenie, za którą można było kupić inną, nie markową golarkę. Jednak tym razem sentyment jednak przeważył. Golarkę Philipsa przyniósł mi w końcu sam Gwiazdor, pod choinkę…
Grzechem powszechnym, na który nikt już dziś nie zwraca uwagi jest chciwość. I już chyba tylko ludzie najbardziej oderwani od rzeczywistości wierzą w bajki o jakości i o tym, że trzeba więcej płacić za know-how. Stąd ceny zaczynają nie tylko porażać (jak w przypadku smartfonów) ale wręcz przestraszać nielogicznością, której nie sposób uzasadnić. Nie wiem jak Wy, ale ja naprawdę chciałbym posłuchać argumentów Philipsa o tym dlaczego jego nożyki do golarki sprzedawane są w cenie… golarki innego „zwykłego” producenta…
Na marginesie, skoro wspomniałem o smartfonach, ostatnio Ajfon zaczął się tłumaczyć ze swoich horrendalnych marży. Zobaczymy jak tam będzie z wynikami sprzedaży. Główny konkurent Jabłka, Samsung rozczarował ostatnio wynikami sprzedaży swojego topowego modelu S9, którego zmiany są w zasadzie kosmetyczne wobec poprzedniej edycji.
…Teraz jednak stoję sobie tak z nożykami i zastanawiam się, czy to już, czy to ten moment, że globalizacja stanie tu czkawką, czy jeszcze ten kociokwik potrwa jakiś czas. Nożyki bowiem, już same w sobie, mają zdecydowanie zawyżoną i sklepową marżę i w ogóle, o czym tu gadać, cenę. Ale mniejsza o to. Ktoś uznał, że mu się opłaca i wysyłka, i marża dla pośrednika (Amazon). Komuś w Chinach opłacało się zapakować i wysłać przez pół świata produkt, który u mnie, na miejscu, w sklepie kosztuje dwa razy więcej.
Mówić, że świat stoi na głowie, to banał. Powtarzać, że kiedyś się wypieprzy też jakby odkrywcze nie jest. Pozostaje się więc już zacząć zastanawiać, jak bardzo się poturbujemy.
My, świat tak zwany, zachodni.